Siedziałem pod jednym z drzew w lesie z zamkniętymi oczami. Czasem nawet i ja potrzebowałem chwili spokoju i poukładania sobie myśli. Liście drzew wydawały przyjemny szum, który jedynie potęgował przyjemne uczucie, jakie towarzyszyło rozmyślaniom. Przed moimi oczami stanęły czasy, kiedy jeszcze byłem człowiekiem, a dokładniej dzień, kiedy zakończyłem swoje dawne życie. W domu nie było wtedy nikogo, kiedy zadzwonili po mnie znajomi. Chcieli zabawić się w wywoływanie demonów, takich jak znaliśmy z filmów, a nie chodziły między nami. Głupi dałem się namówić i ruszyliśmy do starego opuszczonego drewnianego domku stojącego w pobliskim lesie. Jednak zrobiliśmy coś źle. Nie za bardzo pamiętam moment przywoływania. Straciłem jednak przytomność, a kiedy się obudziłem, czułem głód. Jednak był inny od głodu, jaki znałem. Bez opamiętania rzuciłem się na swoich przyjaciół, czego nie potrafię sobie wybaczyć. Postanowiłem wtedy uciec i nigdy nie powrócić do rodzinnego miasta. Żyłem tak, nie starzejąc się przez kolejne lata, aż w końcu złapało mnie wojsko. Zamknęli mnie w laboratorium, co wcale mi się nie podobało. Udało mi się wzniecić bunt, aż w końcu trafiłem tutaj.
- Co tak sam siedzisz? - z rozmyślania wytrącił mnie znajomy mi głos. Spojrzałem na Castiel'a stojącego przede mną z wyciągniętą ręką.
- Potrzebowałem pomyśleć. - powiedziałem, łapiąc jego rękę i wstając. W sumie nie żałowałem tego wszystkiego. Mimo faktu, że jesteśmy zamknięci na wyspie, może być tu bardzo ciekawie i można poznać nowych przyjaciół. Mogą wybrać cię na Alfe albo Bethe. Cicho westchnąłem, przywracając na swoją twarz swój firmowy uśmiech. Lubiłem tę wyspę, tak po prostu.
Ilość słów: 252
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz